– Co?!…
Świat
stoi na głowie.
– Ty…
Ty jesteś z Syriuszem?!
Lily
popatrzyła na mnie niewinnie, szeroko otwierając oczy, w których
gdzieś tam tliła się mieszanka niepewności, wyrzutu i wstydu.
Parsknęłam.
Nie. Oni w ogóle do siebie nie pasują, to jakaś pomyłka.
– Bujasz,
Lily! – zawołałam, szarpiąc ją za rękę. – Nie żartuj sobie
ze mnie.
– Dlaczego?
Nie mogę się umawiać z Syriuszem? – spytała, wciąż grając
niewiniątko.
– Może
mówimy o dwóch różnych Syriuszach… Na pewno chodzi ci o Blacka?
– A
ilu tu mamy Syriuszów? – żachnęła się. – To on mi wysłał
list miłosny!
– Co?!
– Odgięłam się do tyłu i zaśmiałam w głos. – Przecież on
nie mógł, to do niego…
– No
wtedy, gdy leżałaś w szpitalu, gdy miałaś pękniętą czaszkę…
Pamiętasz?
– Aż
za dobrze… Czyli to jednak nie był kawał…
– Nie.
Zaległa
cisza.
– Nie
patrz tak na mnie! – fuknęła raptownie. – I przestań wietrzyć
jamę ustną, bo wyglądasz jak troll.
Zamknęłam
machinalnie buzię, zdając sobie sprawę, że była od pewnego czasu
otwarta.
– Lily,
jak to się w ogóle stało? – wypaliłam po chwili, wciąż nie
ogarniając.
– Normalnie.
– Wzruszyła ramionami. – Spontanicznie. Siedzieliśmy sobie w
salonie, tak się złożyło, że sami, bo wszyscy już poszli spać.
I jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać. Długo to trwało, chyba ze
trzy godziny. Byłam bardzo poruszona, to było po tym, wiesz, z Sev…
ze Snapem. Musiałam się wygadać i nie chciało mi się spać. No i
Syriusz tam siedział. Tak nam się miło rozmawiało, że spytał,
czy nie moglibyśmy się od dziś spotykać częściej. Odebrałam to
jako propozycję chodzenia. Z początku się trochę speszyłam, tak
raptownie o to spytał… Ale pomyślałam, że czemu nie? To może
być miłe i ciekawe doświadczenie.
– Miłe
i ciekawe doświadczenie? – prychnęłam kąśliwie. – Świetnie…
Całowaliście się już?
– Nie,
no co ty… – Lily spąsowiała. – Na to jeszcze za wcześnie…
Na razie sobie tylko tak chodzimy razem i rozmawiamy…
– Mało
romantyczne – stwierdziłam brutalnie.
– No…
niby tak… – bąknęła w odpowiedzi ze zmieszaną miną.
Pokręciłam
głową z dezaprobatą.
– Co?
Czemu tak dziwnie reagujesz? – spytała Lily wojowniczo. – Mamy
się ślinić w każdym kącie szkoły?
– Nie
o to chodzi… – burknęłam. – Lily, dlaczego się tak łatwo
zgodziłaś?
– A
czemu nie? Przeszkadza ci to?
– Nie,
ale… Nie poznaję ciebie. – Uniosła brew, a mnie po głowie
obijał się widok miny Jamesa, po dowiedzeniu się, że Syriusz
chodzi z jego miłością. – Kogo ty chcesz ukarać? Jamesa? A
może… Severusa?
Lily
zmierzyła mnie potępiającym spojrzeniem.
– Z
Severusem nie mam już nic wspólnego.
Po tych
słowach wstała, pozbierała manatki do kupy i odeszła bez słowa.
Zostałam sama w bibliotece i wbiłam nieświadomie wzrok w esej na
temat pazurów gryfa w jakimś eliksirze.
Coś
takiego… Lily plus Syriusz równa się Pomyłka Stulecia. Jak mogła
się na coś takiego zgodzić? Przecież Łapa
na pewno się zgrywał…
A może
nie?
A co z
Jamesem? Jak Czarny mógł go tak zdradzić? Coś mi tu wyraźnie nie
pasowało… No i biedny Severus, Lily i on nie rozmawiali już od
kilku dni. Miałam jedynie nadzieję, że nie będę musiała dzielić
mojego czasu na dwa wrogie obozy…
– Syriuszu!
– krzyknęłam na cały korytarz, gdy dostrzegłam plecy Czarnego
wśród tłumu uczniów. Nie dosłyszał, ale cały tabun dziewczyn
przede mną obrócił się, jak na komendę. Gdy mnie dostrzegły, od
razu zmierzyły mnie nienawistnym spojrzeniem, jako że byłam tą
wybraną, która miała okazję z nim rozmawiać od czasu do czasu. W
końcu mój brat się z nim przyjaźnił.
Syriusza
porwał tłum, szybko znikł mi z oczu. Nie było sensu pchać się w
to morze, więc postanowiłam wrócić do biblioteki, by pouczyć się
znowu do jutrzejszego suma z eliksirów.
Usiadłam
ponownie przy stole i skupiłam się na zapamiętywaniu znaczenia
temperatury, ale ktoś się do mnie dosiadł. Był to Severus. Od
czwartku jego mina była tak żałosna i nieszczęśliwa, że zrobiło
mi się go naprawdę żal.
– Hej…
– mruknął bezbarwnie.
Zmierzyłam
go długim, współczującym wzrokiem.
– I
co? Lily się nie odzywa? – spytałam, chociaż znałam odpowiedź.
Pokręcił
głową przecząco.
– Nie
martw się! – rzuciłam. – To Lily! Kiedyś musi jej przejść,
przecież nie jest pamiętliwa. To dobra dziewczyna. Zobaczysz,
sprawa rozejdzie się po kościach po sumach, ona jest teraz trochę
przemęczona i rozdrażniona…
Uśmiechnął
się blado w odpowiedzi. Pouczyliśmy się eliksirów, z
którymi oboje radziliśmy sobie całkiem nieźle.
Wolałam nie mówić mu o Lily i Syriuszu na wypadek, gdyby jeszcze o
tym nie wiedział.
Kolejnego
dnia zdawaliśmy najpierw teorię, potem praktykę, czyli warzenie
eliksirów. Poczułam się cudownie wolna, gdy postawiłam moją
fiolkę na stole komisji. Teraz pozostały mi tylko cztery dni sumów,
które miały nie być mi właściwie potrzebne.
Próbowałam
złapać Syriusza po wyjściu w celu dowiedzenia się, o co właściwie
chodzi, ale szedł z Lily i rozmawiali w najlepsze, więc nie
chciałam się pchać z
buciorami
w ich prywatność. Pozostało mi jedynie wlec się za nimi z
narastającą irytacją, ale dotarło do mnie z zaskoczeniem, że nie
trzymali się za ręce. Specyficzna para.
W
trakcie tych kilku dni kolejno zdawaliśmy opiekę nad magicznymi
stworzeniami (poszła mi tak sobie), astronomię (tu już było
zdecydowanie lepiej), wróżbiarstwo (myślałam, że będzie gorzej)
i historię magii, którą sobie trochę odpuściłam. W ogóle jakoś
to wszystko potraktowałam lżej i chyba przesadziłam z
wyluzowaniem. Ale tak trudno było się skupić, szczególnie w środę
po sumie z wróżbiarstwa i astronomii. Nie miałam najmniejszej
ochoty siadać do historii, ale musiałam. No cóż, na ostatniej
prostej jest zawsze najgorzej.
– Uff!
– wydyszał pod nosem Pet, gdy wytoczyliśmy się z Wielkiej Sali
po sumie z historii magii. – Już koniec z sumami…
– Ja
mam jutro numerologię – mruknął Remus.
– Nie
denerwuj mnie – warknęłam. – Na samą myśl, że mogłabym coś
jeszcze zdawać, robi mi się niedobrze!
Nigdzie
nie mogłam dostrzec Severusa, więc dołączyłam do połowy
Huncwotów. Jamesa nie było. W ogóle ostatnio jakoś nie rzucał
się w oczy, a on zawsze baaardzo wystawał z tłumu.
– Gdzie
zgubiliście Rogasia? – zapytałam.
– Nie
wiem, gdzieś się tam pałęta… – rzucił obojętnie Glizdogon,
a Remus dodał z troską:
– Zapewne
zaszył się w naszym dormitorium czy coś… Ostatnio bardzo często
zostaje sam…
Westchnęłam
współczująco.
– A
Syriusz? Pewnie przesiaduje gdzieś z Lily, hipokryta – rzuciłam z
mocno wyczuwaną pogardą.
Remus i
Peter wymienili wymowne spojrzenia.
– Zapewne
on i Lily… – mruknęłam z obrzydzeniem.
– Co?
– spytał trochę za szybko i zbyt gwałtownie Remus.
– Nic…
Siedzą sami w jakiejś klasie i no nie wiem… się całują, czy
coś…
Remus
zaśmiał się.
– No
co ty! To nie jest taka typowa para… Widziałaś, żeby trzymali
się za rączki? No, ale ja i tak tego nie rozumiem. Ich zbyt wiele
dzieli. Chyba nikt się tego nie spodziewał. Wiesz, co mi się
wydaje? Że coś tu nie gra. Lily nigdy nie lubiła Jamesa i
Syriusza, dlaczego więc zgodziła się z nim być?
– Podobno
fajnie im się rozmawia – prychnęłam.
– Tak
sądzisz? – Remus zrobił sceptyczną minę. – No cóż, możliwe…
Wciąż jednak nie rozumiem Syriusza. Nigdy nie miał dziewczyny,
żadna mu się nie podobała. Szczerze mówiąc, ciężko mi
wyobrazić sobie, że prosi Lily o zostanie jego dziewczyną, tak
nagle. Może to po prostu znów jakiś jego wygłup lub eksperyment?
Nie chciał się przyznać. A Lily przydałby się chyba ktoś mniej,
hmm…
Nie
potrafił swej myśli ubrać w słowa, więc przemilczał
zakończenie.
Sumy
dobiegły końca, ale
Lily i Severus nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Zmuszona
byłam latać od jednego do drugiego. Na szczęście nie musiałam
spędzać z Lily dużo
czasu, gdyż często znikała gdzieś z Syriuszem, przez co czułam
się opuszczona przez najlepszą przyjaciółkę. Chyba podobnie czuł
się James. Niestety, nie miałam okazji z nim pomówić, zniknął z
tłumu jak kamfora. Sprytnie się gdzieś zaszywał i przebywał sam.
Pod
koniec maja, gdy wszystkie egzaminy zostały już pozdawane,
uczniowie udali się do Hogsmeade, ostatni raz w tym roku.
– No
więc nie odzywa się do mnie.
Ja i
Severus szliśmy razem w stronę wioski. Było tak cudownie na
zewnątrz,
świeciło słońce, wszystko kwitło, unosił się zapach wolności
i zbliżających się wakacji. A ja odganiałam od siebie nieustannie
szczęśliwą myśl, która mnie niezwykle irytowała: teraz Lily nie
stała między mną i Severusem…
– Opowiedz
mi o Voldemorcie – poprosiłam, by zmienić temat.
Severus
nastroszył się.
– Nie
ma co opowiadać – burknął.
– Ale
ty przyjaźnisz się z jego zwolennikami.
– Tak.
No cóż, jestem w Slytherinie, muszę być z nimi w dobrych
kontaktach. Zresztą, przywiązałem się do nich przez tyle lat.
– Ale
nie musisz! Przecież masz nas, zrezygnuj z ich towarzystwa! –
poprosiłam.
– Nadal
uważasz, że można mówić o NAS? – zadrwił Severus.
– No
dobra, masz mnie… Przecież cię nie zostawię samego. Odseparuj
się, Sev, oni nie są w porządku.
Zerknął
na mnie z ukosa.
– Są
do mnie podobni. Takie wyrzutki.
– Severusie!
– jęknęłam błagalnie. – O
czym ty mówisz? Przecież ty jesteś inny! Masz dobre serce i w
ogóle… Jesteś taki…
Speszyłam
się. Spojrzał na mnie badawczo. Żeby tylko się nie wydało,
trzeba uważać na emocje…
Weszliśmy
do pubu i zamówiliśmy kremowe piwo, po czym rozsiedliśmy się przy
jednym ze stolików.
– To
co chciałabyś wiedzieć o Voldemorcie? – szepnął pytająco
Severus.
– Czy
on rzeczywiście jest taki groźny?
– Ma
niesamowite zdolności i wiedzę czarnoksiężnika. – Wykrzywił
twarz. – Ale sam niczego by nie zdziałał, ma nieustannie
powiększające się grono zwolenników… Cała masa moich
ślizgońskich kumpli marzy już o tym, żeby zakończyć edukację i
przyłączyć się do niego po szkole. Będzie miał niezłą
gwardię.
Utkwiłam
tępo wzrok w mojej
butelce.
– A
ty? – spytałam szeptem po chwili, spoglądając
niepewnie
na przyjaciela.
Severus
wlepił we mnie parę świecących, czarnych oczu. Nie
odpowiedział.
– Widziałeś
go kiedyś? – zagadnęłam.
Przygryzł
wargi, po czym odparł lakonicznie:
– Na
żywo nigdy.
Zaległa
cisza.
– Czemu
nie chcesz się odłączyć od zwolenników Voldemorta? Jeszcze cię
wciągną w swe szeregi – zmartwiłam się.
Severus
zawahał się i śmiesznie kiwnął głową w bok.
– Lepiej
z nimi trzymać, tak profilaktycznie – odparł.
Zmrużyłam
podejrzliwie oczy.
– Ale
ty chyba nie chcesz zostać jednym z nich? – spytałam ostrożnie,
bojąc się jego reakcji.
Spuścił
wzrok na swoje piwo i wypił kilka łyków. Nie udzielił mi
odpowiedzi, co uznałam za negatywny znak.
– Severus!
Nie rób tego! Oni ci każą zabijać niewinnych ludzi! – zawołałam
przerażonym półgłosem i skóra mi ścierpła.
Severus
przeniósł zakłopotane spojrzenie na drzwi, po czym zmarszczył
gniewnie krzaczaste brwi. Też tam zerknęłam.
Do
środka wlazła Para Tygodnia i usiadła przy jednym ze stolików.
Nawet nas nie zauważyli. Syriusz udał się do baru, by coś
zamówić, a ja wprost czułam spięcie mięśni na całym Severusie.
– A co
oni robią razem? – zgrzytnął ostro.
– Eee…
Lily chodzi z Syriuszem… – bąknęłam, decydując się jednak
powiedzieć mu prawdę.
Ciarki
mnie przeszły, gdy uchwyciłam reakcję Severusa. Był tak wściekły,
przerażony, nieszczęśliwy, skołowany i zszokowany zarazem, że
się aż zachłysnęłam piwem. Ścisnął butelkę mocno. Rozpadła
się w jego dłoni, oblewając go resztką płynu i mieszając się z
krwią ze zranionych szkłem
palców. Syknął jadowicie, wstał i wypadł z pubu jak nietoperz z
turbodopalaczem z zadzie.
Chcąc
nie chcąc, flegmatycznie
udałam się za nim po tym, jak skończyłam piwo. Na zewnątrz było
tak jasno, że z początku zamknęłam oczy i przystanęłam. Potem
udałam się do bardziej ustronnego miejsca, czyli między drzewa
pobliskiego zagajnika,
który chyba łączył się z Zakazanym Lasem.
Usiadłam
pod jednym z drzew, zastanawiając się nad wszystkim. Czułam się
samotna. Prawie jak rok temu na jesień, gdy Lily i ja się nie
przyjaźniłyśmy zbyt silnie. Teraz zostawiła mnie dla Syriusza,
swego chłopaka. Dobrze, że przynajmniej się nie miętosili
publicznie, to byłoby żenujące…
Najbardziej
szkoda mi było chyba Jamesa. Jego najlepszy przyjaciel! Poczułam do
Syriusza silną antypatię.
– O!
Patrzcie, patrzcie, kogo widzą me oczy! Niewinne Gryfoniątko na
odludziu! – usłyszałam nieco skrzekliwy, niski głos.
Uchyliłam
powieki i dostrzegłam sylwetkę Bellatriks Black, stojącą
nieopodal. Jej usta wygięły się w ohydnym uśmiechu, a oczy,
podobne z wyrazu do Syriuszowych, błyszczały dziko. Celowała we
mnie różdżką. Zanim zdążyłam się zorientować, co to oznacza,
Black krzyknęła:
– Locomotor
mortis!
Zaklęcie
skleiło mi nogi, a ja czułam się jak robak. Próbując utrzymać
równowagę, przewróciłam się na bok i stoczyłam nieco z łagodnej
skarpy. Najbardziej upokarzający był jednak śmiech Bellatriks,
która już podnosiła różdżkę, by dalej się mną bawić.
Błyskawicznie sięgnęłam do kieszeni i rzuciłam, celując różaną
różdżką w przeciwniczkę:
– Impedimenta!
Ruchy
Bellatriks spowolniły się ze sto razy, a ja w tym czasie mruknęłam:
– Finite.
Nogawki
jasnych dzwonów były odseparowane. Bellatriks odzyskiwała
sprawność, ja w tym czasie gramoliłam się z ziemi. Ledwo to
uczyniłam, usłyszałam jej wściekły pisk:
– Reductio!
Czerwony
strumień zaklęcia rozwalającego pomknął ku mnie. W ostatnim
momencie rzuciłam się na ziemię w bok, a omszały głaz za mną
rozłupał się z hukiem na mnóstwo mniejszych kamieni. Kilka
uderzyło mnie w plecy, ramiona i nogi, a jeden z nich niebezpiecznie
świsnął tuż przy moim uchu.
– Relashio!
– krzyknęłam rozpaczliwie w jej stronę zza drzewa.
Tego się
nie spodziewała. Wrzasnęła krótko i odrzuciło ją kilka kroków
dalej. Wstałam wolno, cała obolała, myśląc, że to już koniec.
Ale się myliłam.
– Aculeus!
Fioletowy
promień pomknął w moją stronę zza jakiegoś kasztanowca i
ugodził prosto w przedramię.
– Auu!!!
– Mocno je ścisnęłam, oczy zaszły łzami bólu. Zaklęcie
żądlące pozostawiło czerwony ślad i obrzęk na ręku.
– Petrificus
totalus! – jęknęłam w jej stronę, ale z powodu zamroczenia
bólem nie wycelowałam zbyt dobrze, toteż trafiłam w drzewo obok.
– Masz
zeza? – zaśmiała się ohydnie. – Oświetlę ci nieco widok!
Po czym
krzyknęła piskliwie:
– Incentio!
Płomień
ognia, pochłaniając po drodze pnie drzew, popędził w moją
stronę…
– Aguamenti!
Strumień
wody zderzył się w locie z jej buchającym ogniem. Huk wypełnił
powietrze. Dwa żywioły walczyły jeszcze trochę, produkując całe
masy pary, potem woda całkowicie zalała płomień. Zza gęstej pary
widziałam Bellatriks tyle, co gwiazdy na niebie. Zaległa cisza…
Jakieś
złowrogie zaklęcie śmignęło w moją stronę, przedzierając się
przez kurtynę pary. Trafiło mnie w brzuch i krzyknęłam, osuwając
się na kolana. Straszliwie zapiekło, a na kraciastej koszuli
wykwitły purpurowe plamy krwi… Namacałam potężne rozcięcie
przez prawie całą talię. Widocznie Black musiała użyć
Sectumsempry.
Para
rozwiała się, a ja rzuciłam w stronę Bellatriks:
– Expelliarmus!
– Natychmiast je odbiła.
– Incarcerus!
Liny
oplotły ciasno mój tułów. Poczułam narastającą panikę, a
Black zbliżała się z okrutną miną…
„Levicorpus”,
wrzasnęłam rozpaczliwie w myślach, celując z trudem w jej stronę.
Przekonana o mojej nieszkodliwości Bellatriks wydała zduszony krzyk
i poderwało ją do góry nogami. Przekręciłam różdżkę do góry,
by móc przeciąć liny.
– Diffindo
– mruknęłam.
Ledwo
opadł ostatni splot, gdy usłyszałam dziki wrzask:
– Eicerus!
Nie
spodziewałam się, że Bellatriks będzie w stanie wykonać
jakikolwiek ruch. Widocznie zaklęcie, które mi się „pomyślało”,
było zdecydowanie słabsze, niż takie wypowiedzone na głos. Jakaś
potworna siła, której nie mogłam się przeciwstawić, poderwała
mnie do góry i rzuciła o pień kilka łokci nad ziemią. Zaraz
potem oderwałam się od niego i łupnęłam w kolejne drzewo. Kątem
oka widziałam,
jak
Black
wymachuje
różdżką z zadowoloną miną,
miotając mną
o
wszystkie pobliskie powierzchnie. „Tego samego czaru
użyli
kiedyś Huncwoci na Severusie”, przemknęło
mi przez głowę.
Moje ciało bezwładnie obijało się o wszytko naokoło, a ja czułam
potworny ból i smak krwi w ustach. Szaleńczy śmiech Black mącił
ciszę. Bawiła się doskonale…
– Drętwota!
Śmiech
ustał, bezwład ciała również. Zatrzymałam się na wysokości
pierwszego
piętra
i runęłam w dół. Usłyszałam tupot nóg.
– Meg!
Dostrzegłam
nad sobą dwie przerażone twarze. Syriusz i Lily.
– Wszystko
gra? – spytała Lily.
Usiadłam
obolała na ściółce, krztusząc się krwią.
– Idziemy
do szpitala – zadecydował Syriusz.
– Nie
– zaprzeczyłam stanowczo. Tylko nie szpital, znowu! – Nic mi nie
jest.
– Co
ty! Możesz mieć jakiś wylew.
– Nie…
ja tylko trochę się poturbowałam…
– A co
to jest?
Wskazał
na moje przedramię, które wciąż piekło. Tkwiły na nim bąble,
efekt zaklęcia żądlącego.
– Nic…
– burknęłam.
– Polecę
po jakiegoś nauczyciela, nie ujdzie jej to płazem! – zawołała
Lily i pobiegła do wioski.
– Co
wyście robiły? – spytał Syriusz, lustrując sztywną Bellatriks
leżącą nieopodal.
– Walczyłyśmy
– odparłam wymijająco.
– Po
coś marnowała na nią czas? – zdziwił się z niesmakiem.
– Nie
wiem. Spytaj swojej kuzynki, to ona zaczęła.
– Dobrze,
że przechodziliśmy obok… – westchnął.
– Na
romantycznym spacerku – rzuciłam mściwie.
Syriusz
zerknął na mnie spode łba.
– Szukałam
cię – mruknęłam obojętnie.
– Czemu?
– Posłał mi pytające spojrzenie.
– Musimy
chyba pogadać!
Pytający
wzrok zmienił się w zaintrygowanie.
– Dlaczego
chodzisz z Lily? – wypaliłam, chyba nieco pretensjonalnie.
Zmarszczył
czoło, po czym mruknął sarkastycznie:
– Zazdrosna
jesteś?
– Tak,
o Lily! – prychnęłam. – Po prostu, pytam. List miłosny jest do
ciebie niepodobny. Zresztą, ciebie nigdy do niej nie ciągnęło.
– Może
to się zmieniło?
– Rany,
nie oszukujmy się! – zawołałam. – Syriuszu, dlaczego to
zrobiłeś Jamesowi? Powiedz, bo mi to wszystko nie daje spokoju!
Syriusz
zawahał się, a potem odparł:
– Anonimowy
list miłosny to był w sumie żart, a przynajmniej miał taki w
założeniu być. James kiedyś go napisał. Nie chciał go wysyłać,
chyba się trochę speszył, to go wyręczyłem… Chciałem dobrze,
ale Rogacz nie zrozumiał dowcipu i się wściekł jak łoś… Cóż,
potem go przeprosiłem i było już dobrze.
– Lily
mówiła, że to ty wysłałeś jej list – zauważyłam
podejrzliwie.
– James
bardzo źle znosił fakt, że Lily przeczytała jego list. Był
trochę żenujący, fakt, obiach… Ona coraz bardziej się
utwierdzała w przekonaniu, że to on jej to wysłał. Wierz mi, nie
była tym zachwycona, odnosiła się do Jamesa z politowaniem, więc
wkręciłem ją, że to ja. Nie chciałem mu robić siary, za to
zrobiłem siarę sobie.
– Cóż
za bohaterski czyn, godny
opiewania w pieśniach na przestrzeni pokoleń – zadrwiłam.
Syriusz
spojrzał na mnie ambiwalentnie, ale chyba zrezygnował z riposty.
– No
dobra, a potem? Jak to się w ogóle mogło stać, że wy jesteście
razem? – podjęłam na nowo.
– Tak
jakoś wyszło. – Wzruszył ramionami. – Rozmawialiśmy sobie,
było fajnie. Generalnie Lily to bardzo sympatyczna dziewczyna,
chociaż przyznaję, że dotychczas mnie nieco irytowała. Ale
poznałem ją bliżej i zmieniłem zdanie. Tak szczerze? Przyszło mi
do głowy, żeby poprosić ją o chodzenie i nieco podpuścić, żeby
polubiła Jamesa… Wiesz, wnikanie w szeregi wrogów i robienie
rozróby, czy coś w tym stylu… Chcę ją przekonać do Jima.
– Super,
ale James z rozpaczy wpadł w dół chyba aż do Australii, drogi
Syriuszu! – zauważyłam z politowaniem. – Raczej nie taki był
twój zamiar… Nie powiedziałeś mu o swym genialnym planie
zawczasu, zanim nie nabawił się wścieklizny?
– No
nie… – Syriusz nieco się zmieszał. – Ale i tak by się nie
dało, z początku próbował mnie zabić, gdy miałem nieszczęście
na niego wdepnąć na korytarzu…
– Nie
dziwię się…
– Przynajmniej
wykonał kilka świadczących o tym działań, zdradzających jego
intencje. Ledwo się stamtąd odczołgałem.
– Może
lepiej, żebyś z Lily zerwał? James to bardziej doceni, niż
bawienie się w takie akrobacje z wnikaniem w szeregi wroga… Auu,
moje plecy… – syknęłam nagle, bo rany dawały o sobie znać.
– Czekaj,
daj zobaczyć…
– Nie,
już idzie Slughorn ze swoją pupilką. Zresztą, co by powiedziała
twoja dziewczyna widząc, że obmacujesz plecy jakiejś niewiasty? –
rzuciłam złośliwie.
Zanim
Syriusz wykombinował stosowną ripostę, już przybyli tamci.
Zostałam dostarczona do skrzydła szpitalnego przez nieco urażonego
Czarnego, a Bellatriks zajął się jej były opiekun. Swoją drogą
byłam ciekawa, co absolwentka Slytherinu robiła o tej porze w
Hogsmeade. Ostatnio zdecydowanie za bardzo kręciła się przy
szkole. Tylko po co?
Tak
zakończył się ostatni, napięty tydzień szkoły. Wszyscy mieli
już luz i tylko obijali się na zewnątrz nad jeziorem. Nie mogłam
uwierzyć w to, że dobiegł końca drugi już rok w Hogwarcie.
Jeszcze drugie tyle.
Te
wakacje zapowiadały się ciekawie, bo mieliśmy brać udział w
Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Zarówno James jak i Syriusz
dostali od ojców po dwa bilety dla przyjaciół.
Na
początku czerwca rozegrano
ostatni mecz. Ravenclaw przeciw Slytherinowi. Wygrali Krukoni, co
oznaczało, że Gryfoni zdobyli Puchar. Było dobre zakończenie dla
Dorcas, która odchodziła ze szkoły i tym samym kończyła z nami
współpracę jako kapitan.
– Bardzo
się cieszę, że tam będziemy! To dopiero będzie mecz! –
szczebiotałam radośnie do Lily.
– Ty
wiesz, że jadę tam tylko dla ciebie? – odparła z konsternacją,
wyjmując nogi z wody. – Przecież wiesz, że mam alergię na
Pottera.
– O
rany, ale Mistrzostwa są raz na sześć lat! – zawołałam. – To
jedyna taka okazja! Następne będą dopiero w osiemdziesiątym
drugim, skąd wiesz, że będziesz mogła na nich być?
– Masz
rację! – parsknęła Lily. – Pewnie będę siedzieć w ciepłej
chatce i zajmować się mężem i dziećmi. Gotować, sprzątać,
zero rozrywek…
– No
właśnie! Ciesz się chwilą, Lily! Poza tym, będzie z nami twój
chłopak, na którego z kolei ja mam alergię… Co prawda, nieco
mniejszą. Ale może być tak romantycznie! – Trąciłam ją w bok,
unosząc wymownie brewki w górę i w dół i szczerząc ząbki
psotnie.
– Mój
były chłopak – poprawiła mnie cierpliwie.
– Ach!
– zawołałam teatralnie. – Wiedziałam, że tego długo nie
pociągniecie! Czyli Syriusz jest już wolny? Niech rozwiesi tę
informację w całej szkole, fanki zdejmą czarne wstążki z włosów
i inne symbole żałoby…
– Aleś
ty cyniczna! – Lily pokręciła głową z rozbawieniem, wstała z
trawy i ruszyła w stronę zamku, a ja za nią.
– A ja
już myślałam, że będziecie razem wychowywać gromadkę
dzieciaczków! – powiedziałam z radosną ironią.
– Myliłaś
się! Ale wydaje mi się, że ci ulżyło, co? – Uniosła mściwie
brew.
– Ja
przecież jestem jego Fanką Numer Jeden! – parsknęłam.
Droczyłyśmy
się jeszcze jakiś czas, dopóki nie dostrzegłam samotnej figurki,
stojącej prawie w wodzie.
– Lily,
pójdziesz na obiad sama? – rzuciłam.
W
odpowiedzi kiwnęła głową. Popędziłam zatem w obranym kierunku.
Severus
Snape stał po kostki na płyciźnie i wlepiał wzrok w dalekie góry.
– Hej…
Co tak stoisz samotnie? – spytałam z troską na dzień dobry.
Nie
odparł, przeniósł na mnie czarny wzrok. Podeszłam bliżej i
położyłam mu dłoń na ramieniu.
– Chyba
tak właśnie wygląda życie bez sensu – stwierdził beznamiętnie.
– Może
Lily zmięknie przez wakacje? – zastanowiłam się. – Przecież
mieszkacie blisko. Staraj się, przepraszaj ją, udowadniaj, że to
była pomyłka…
– Nie,
to nic nie da. Rozmawiałem z nią pod portretem Grubej Damy, ona nie
chce mnie znać. Od pewnego czasu już to narastało, zwłaszcza, że
zajmowałem się bardziej kumplami śmierciożercami, niż nią.
Wiesz, oni nieustannie używają takich słów jak „szlama”,
obsłuchałem się z tym i mi się wyrwało… Nie chciałem jej tak
nazwać, nie myślę o niej tak…
– Powiem
jej o tym, obiecuję. Musimy coś zrobić, by Lily to wszystko
zrozumiała. Ona nie może tak niszczyć waszej przyjaźni! –
mówiłam, jednocześnie czując, że mogłabym się nawet zgodzić
na to, by byli razem, byleby Severus był szczęśliwy.
Spojrzał
na mnie z wdzięcznością i objął mnie delikatnie w pasie jedną
ręką, by to okazać. Uśmiechnęłam się do niego smutno.
Po tych
złowieszczych słowach ruszyliśmy w milczeniu w kierunku zamku
skąpanego w złotym blasku popłudniowego słońca.
Oj dobrze by było gdyby sev wrócił do lily
OdpowiedzUsuńAle pamiętaj jutro nowy cudny rozdział!
Fiuu, ulżyło mi, że Black jest znowu wolny. Mój ci on! ^.^
OdpowiedzUsuń