Witaj, Drogi Czytelniku! Trafiłeś właśnie na stronę, na której będziesz mógł zagłębić się w magiczną opowieść. Mam nadzieję, że znajdziesz tu przygodę i radość. Miłej lektury!

czwartek, 10 grudnia 2015

24. Koniec

Już jestem ;) Dziękuję za komentarze :)

Stanęłam oko w oko z intruzem.
– Czego?! – warknęłam wrogo.
Szare, zimne oczy Blacka zwęziły się w podejrzliwe szparki.
– Czegoś konkretnego… – szepnął zza jego pleców Peter, ale go zignorowaliśmy.
– Co ty z nim robiłaś? – spytał z obrzydzeniem James.
– Nic, co mogłoby cię obchodzić! – zdenerwowałam się. No co, to już przyjaciela nie można przytulać?
– Wynoście się stąd! – usłyszałam z prawej strony warknięcie Seva. Wszyscy czterej Huncwoci spojrzeli na niego, tylko na twarzy mojego brata nie malowało się bezgraniczne obrzydzenie.
– Nie rozkazuj nam, robaku – wysyczał pogardliwie Black. – Nie twój poziom.
Severus wstał, a ja powstrzymałam go od rzucenia się na Czarnego. Sama spojrzałam na niego z najwyższą odrazą.
– Jeszcze raz coś takiego do niego powiesz, Black… – zaczęłam ostrzegawczo.
– To co? – parsknął śmiechem, który absolutnie nie był wesoły. – Pytamy raz jeszcze: co robiliście?
– Odpowiem pytaniem! – odparłam chłodno. – A co wam do tego?
Syriusz zmarszczył czoło i nos. Przypominał teraz wściekłego psa.
– Odpowiedź nie była adekwatna do pytania! – rzekł upartym tonem. – W naszych mózgach po prostu nie mieści się fakt, jak można choćby DOTKNĄĆ Smarka, więc… Więc jesteśmy lekko zdziwieni, jak to zniosłaś…
Ręka Seva błyskawicznie powędrowała ku niestereotypowej twarzy Syriusza, formując się w pięść. W ostatnim momencie złapałam go za nadgarstek.
– Chcesz mieć kłopoty przez idiotę? – szepnęłam przez prawe ramię do Seva.
– Nooo… – Black zagwizdał z drwiną. – Teraz nadgarstek… Kiedy za rączki?
Myślałam, że mu odwinę, głupi buc.
– Przynajmniej jego rękę mogłabym trzymać, z twoją byłoby już gorzej – warknęłam. – Musiałabym chyba po tym czyścić w specjalnych środkach odkażających…
Black spojrzał na mnie z wściekłością. Sev znów usiadł, oddychając ciężko przez haczykowaty nos i wpatrując się wrogo w Huncwotów. James cmoknął z rezygnacją.
– My tylko chcieliśmy, abyś przyszła i coś dla nas zrobiła… – powiedział błagalnie po chwili. Chyba bardzo bał się kłótni między nami, ale niestety, pokłóciliśmy się po raz kolejny, wbrew jego oczekiwaniom.
– Czego chcieliście? – burknęłam.
– No, chodź. Powiemy ci w przedziale…
Spojrzałam na Severusa, ale on tylko obrócił głowę w stronę okna i utkwił spojrzenie w jakimś punkcie na horyzoncie. Uznałam, że wyraził tym samym życzenie samotności, więc węstchnąwszy minęłam rozjuszonego Blacka i udałam się za Jamesem. Gdy już znaleźliśmy się w piątkę w tym nieszczęśliwym, bo huncwockim, przedziale, James odwrócił się w moją stronę. Chyba chciał udawać, że atmosfera nie jest lekko zepsuta, w każdym razie zdobył się na sztuczny wyszczerz.
– Zaczęliśmy się kłócić i bić, kto ma naj… najładniejsze włosy… – pisnął kulawo James, jednocześnie starając się chyba brzmieć jak najbardziej męsko.
– Najładniejsze włosy? – Skrzywiłam się mimowolnie. – Gdzie?
James zaśmiał się nerwowo, a po nim cała reszta. Nawet Black musiał ukryć lekki uśmieszek.
– No i Peter zaproponował, żebyś była jurorką, ale taką wiesz, szczerą. I bądź obiektywna.
Skrzywiłam się sceptycznie.
– Dobra… – westchnęłam dla świętego spokoju i usiadłam, by przyjrzeć się ich włosom.
Decyzja dość szybko uformowała mi się w mózgu, lecz i tak siedziałam w skupieniu dość długo i kontemplowałam cztery puste (no, może z wyjątkiem Remusowego) łby, by moja odpowiedź była jak najbardziej zgodna z prawdą. To było bardzo dziwne, tak siedzieć w prawie całkowitym milczeniu tylko dlatego, że Huncwoci pobili się o taką głupotę.
James zaczął się już niecierpliwić.
– No, szybciej! Bo już mnie tyłek boli…
– Nie każę ci siedzieć! – burknęłam. – Sam mnie tu sprowadzasz z jakichś głupich, próżnych pobudek, a teraz na mnie jeszcze narzekasz. Jak chcecie, to możecie chodzić po przedziale i po korytarzu, nie bronię wam.
Wszyscy czterej skorzystali z tego z chęcią. Kręcili się bez ładu i składu po okolicach przedziału.
Osunęłam się w drzemkę. Niewyspanie i brutalna pobudka przez Remusa z rana ułatwiły mi zaśnięcie na siedząco, a dumanie nad owłosieniem chłopaków tylko mnie przymuliło, co dało właśnie taki efekt.
Śnili mi się Huncwoci, bo ich zduszone okrzyki docierały do mnie przez sen. Gdy się ocknęłam, za oknem robiło się ciemno, a ktoś troskliwy okrył mnie swoją peleryną od szaty szkolnej.
Peter mruknął coś o toalecie i wyszedł. Remus zaczął grzebać w kufrze, skąd wyjął koszulę i krawat do szkolnych szat, bez krępacji ściągnął sweter i t-shirt, po czym założył ową szarą, szkolną koszulę, zapinając guziki.
– Co ty robisz? – zdziwił się Black, który stanął w otwartych drzwiach przedziału, opierając się nonszalancko o futrynę.
– Przebieram się w szkolne szaty – oświadczył wyniośle Remus, pozostawiając dwa ostatnie guziki pod szyją niezapięte. Założył krawat, nie wiążąc go, i zaczął szukać bezrękawnika. Wyglądał kompletnie… nieremusowo, w tej rozchełstanej koszuli i niedbale zawiązanej czerwono-żółtej pętli, zarzuconej gdzieś na barku.
– Ty zmutowany maniaku! – zaśmiał się James, który siedział na miejscu przy drzwiach i grzebał w swoim kufrze. – Przecież jeszcze z połowa drogi! Śpieszy ci się gdzieś?
– Zapomniałeś, że Remus to fanatyk szkoły? – parsknął Syriusz.
– Dobra, ja idę! – oświadczyłam, przeciągnęłam się i wstałam, by ruszyć do wyjścia. Black mnie jednak nie przepuścił, a jeszcze bardziej zagrodził swym cielskiem wyjście.
– Zapomniałaś? – zapytał z chytrą minką. – Przecież miałaś nas oceniać! Daliśmy ci się wyspać i nie budziliśmy cię, ale teraz…
Coś zamruczało. Zmarszczyłam brwi. Znajomy dźwięk?
Machinalnie spojrzałam na jego czarny sweter, pod którym coś się ruszało. Czyżby Syriusz nosił tego platynowego kotka, którego w niezbyt miłych okolicznościach mu zwróciłam? Nie dał go jakiejś dziewczynie albo komukolwiek innemu?
– Nosisz ten wisiorek. Ten, co był kiedyś mój… – Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w jego zimne oczy z niekłamanym zdumieniem.
– A, ten…
Black odchylił czarny golf, który opatulał jego szyję, po czym wyciągnął srebrny łańcuch, razem z platynowym kotkiem. Wzięłam do ręki wisiorek, który mruczał błogo. Przyjrzałam mu się dokładnie. Zawsze mnie fascynował, gdyż zachowywał się kompletnie po swojemu. Jak miałam zły humor, on potrafił mruczeć, jak rozpierała mnie wesołość, kotek czasem miauczał, bo było mu źle. Zauważyłam tylko jedną prawidłowość: zawsze był aktywny w towarzystwie Syriusza. Być może pamiętał swego pierwotnego pana?
– Skaleczyłam się nim, gdy go zrywałam – mruknęłam do siebie.
– Taa… W jednym miejscu na łańcuchu wciąż są ślady – stwierdził Black.
Pochyliliśmy ponownie głowy, by przyjrzeć się trzymanemu przeze mnie kotkowi.
ŁUP!
To się stało w ułamku sekundy. Pociągiem tak gwałtownie szarpnęło, że ja i Syriusz wpadliśmy na siebie. Najgorsze, że zarobiliśmy niezłe zderzenie czołowe i nosowe.
– Auu!!!
Wpadliśmy w plątaninie na wciąż siedzącego Jamesa, a Remus przewrócił się na ziemię.
– Co jest, do jasnej…
James zaklął, zrzucił z siebie Syriusza, a mnie elegancko przytrzymał, bym mogła wstać, czego nie uczyniłam, bo pociąg wciąż ostro hamował, więc wszyscy przypłaszczyliśmy się do siedzenia, no, może z wyjątkiem Remusa, który wylądował pod nim. Z całego pociągu dały się słyszeć krzyki zdziwienia i zaskoczenia. Gdy pociąg już zupełnie się zatrzymał, każdy podniósł się z niewygodnej pozycji, w której przed chwilą spoczywaliśmy.
– Co im odbiło?! – jęknął zbulwersowany do ostatnich granic Syriusz, zbierając Remusa z podłogi, a James pomógł mi wstać z jego kolan.
Pociąg nie ruszał w dalszą drogę.
– Kurczę – zaczęłam powoli. – To mi się wcale nie podoba…
– I słusznie! – rzucił Black.
– Idę spytać konduktora, co tu się święci… – warknął James i po chwili go nie było.
Wyjrzałam za drzwi przedziału tak, jak wielu innych pasażerów. Na korytarzu robiło się nieco tłoczno. Wszyscy byli naprawdę podenerwowani i zszokowani zaistniałą sytuacją. Widać, pociąg do Hogwartu jeszcze się nigdy nie zatrzymał…
Usłyszałam za sobą zgrzyt otwieranego okna: to Syriusz wyglądał na coraz ciemniejszy świat. Przyglądał się z napięciem pierwszym wagonom pociągu. Remus zaczął nerwowo miąć w dłoniach bezrękawnik, którego nie zdążył założyć.
– Co tu się dzieje? – spytał sam siebie cicho. Na jego odkrytej szyi i kawałku piersi zalśniły kropelki potu.
Nagle Syriusz odskoczył od okna i rzucił się ku mnie z przerażeniem i zgrozą wypisaną na twarzy. Objął mnie bezceremonialnie jednym ramieniem, drugą ręką złapał Remusa z przodu za koszulę i począł ciągnąć nas w stronę drzwi.
– Co jest? – zapytałam, zdezorientowana do ostatnich granic.
– Zmywamy się stąd – mruknął pełnym napięcia głosem. – Jak najdalej od lokomotywy.
– Ale… – zaczęłam.
– Bez żadnego ale! – warknął.
Wypadliśmy na korytarz i Syriusz ruszył w kierunku przeciwnym do lokomotywy, przeciskając się przez tłum niczym krajzega, a my, chcąc nie chcąc, za nim.
Przebyliśmy spory szmat drogi przez wszystkie dalsze wagony, aż dotarliśmy do miejsca, gdzie jeszcze nigdy nie byłam: do ostatnich trzech wagonów.
– Zamknięte! – jęknął Remus, gdy tylko spróbował otworzyć drzwi.
– Alohomora – mruknął Black, celując różdżką w zamknięcie. Weszliśmy do środka.
W wagonie piętrzyły się stosy drewnianych skrzyń. Nie zwracając na nie uwagi, Syriusz podleciał do drzwi na końcu. Te nie były zamknięte. Tak więc, chwilę potem znaleźliśmy się w kolejnym wagonie, a później w ostatnim. W obu były całe masy skrzyń. Black zawalił wejście jedną z nich za pomocą różdżki, po czym podleciał do okna, by wyjrzeć na zewnątrz. Ja i Remus, który chyba kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że ma rozpiętą czwartą część koszuli i krawat na plecach, spojrzeliśmy na siebie w ciszy wymownie. Żadnemu z nas się nie podobało to wszystko.
– Syriuszu? – zagadnęłam z niepokojem, a Remus aż podskoczył, gdy usłyszał, że tak łagodnie wymówiłam imię jego kumpla. Że w ogóle je wymówiłam.
Black okręcił się w miejscu, by na mnie spojrzeć, wyraz twarzy miał znudzony, jedną brew uniesioną do góry, ale jego oczy nie kłamały: coś go porządnie musiało przestraszyć.
– Co to było? Czemu tu jesteśmy? Uciekamy przed czymś? – spytałam.
Syriusz zaczął wykręcać się od odpowiedzi, a żeby zyskać na czasie, wyjrzał ponownie na zewnątrz. O czym on tak myślał?
Skądś ozwały się wrzaski przerażenia. W naszym wagonie panowała niezdrowa cisza. Ja i Remus ponownie, bardzo powoli, odwróciliśmy głowy w swoją stronę. Na jego twarzy można było odczytać: „Nie wiem, jak ty, ale ja mam naprawdę niepokojące przeczucia”. Remus przełknął głośno ślinę.
BUM! BUM! BUM!
Pociągiem raptownie szarpnęło, pogasło światło. Zatoczyłam się na Remusa i oboje upadliśmy na ziemię, po czym pojechaliśmy po niej kawałek.
– Moja różdżka! Cholera!
Różdżka Blacka minęła nas, jadąc po ziemi ochoczo, po czym wpadła w szparę między dwiema olbrzymimi skrzyniami. Wstaliśmy.
– Upuściłem różdżkę! – warknął Syriusz i podbiegł do skrzyń. Spróbowaliśmy przesunąć je razem z nim, ale na próżno: skrzynie były megaciężkie. Żadne z nas nie miało różdżki, by przywołać zgubę Czarnego.
– To koniec! Nie mamy się czym bronić! – załamał się Syriusz. – Już nie mówiąc o wyjściu z tej kabały…
– Bronić? – powtórzył ostrożnie Remus. – Przed czym?
Syriusz zignorował go, pewnie dlatego, że pociągiem szarpnęło po raz kolejny, tym razem tak silnie, iż jedna ze skrzyń na samym czubku sporej wieży osunęła się, runęła na ziemię i potoczyła z rozpędem w naszą stronę.
– Uwaga! – wrzasnął Remus.
Ja i on odskoczyliśmy na ziemię, unikając zmiażdżenia. Syriusz przywarł do drugiej ściany. Skrzynia walnęła z całej pary w inne skrzynie, rozsypując się na kawałki i obsypując swe najbliższe otoczenie szkłem. Podeszliśmy do pozostałości po skrzyni, by zobaczyć, gdzie się podział Syriusz.
Na podłodze walały się jakieś…
– Gumochłony – mruknęłam. – Marynowane gumochłony w słoikach. Nic dziwnego, że wszystko się potłukło.
Pociągiem lekko szarpnęło. Utrzymaliśmy się z trudem na nogach. Wtem usłyszeliśmy jęk.
– Syriusz? – zawołał ze zgrozą Remus.
Znaleźliśmy go pod drzazgami skrzyni, która właśnie się rozsypała.
– Co ci jest? – przeraziłam się.
– Nic! – burknął, ale trzymał się za ramię.
– Pokaż… – Remus delikatnie odciągnął jego rękę, po czym wyciągnął ze swetra olbrzymi kawał zakrwawionego szkła.
Wytrzeszczyliśmy oczy w strachu.
– Zdejmuj sweter! – rozkazał natychmiast mój brat.
– Daj spokój, Remusie! – prychnął Syriusz. – Tu się dzieją ważniejsze rzeczy, niż jakieś skaleczenie! Dam radę, nie zajmujmy się teraz głupotami…
– Nie gadaj! – I Remus siłą ściągnął mu sweter przez głowę. Na białej koszuli Blacka, w miejscu, gdzie utkwiło szkło, pojawiała się brunatna plama.
– A ja myślałem, że mam błękitną, arystokratyczną krew! – zaśmiał się cynicznie Syriusz. Widać na siłę starał się zachować jakiś humor.
Rozpięliśmy jego koszulę, by zobaczyć ranę. Na jego ramieniu tkwiło paskudne rozcięcie.
– Remus, to bardzo ważne! – powiedział Black. – Podejdź do okna i obserwuj. Musimy wiedzieć, co się dzieje. Zrób to, bardzo cię proszę.
– Nie! Teraz się zajmuję tobą.
– Ta sytuacja jest beznadziejna! – warknął Black. – Jeśli ty tego nie zrobisz, to sam pójdę!
Remus westchnął ciężko, po czym podszedł do okna.
– Trzeba czymś zatamować krwawienie. I przede wszystkim wyjąć ci resztkę szkła – stwierdziłam, starając się opanować drżenie głosu.
Syriusz spojrzał na mnie z obawą.
– Nie bój się, nie będzie bolało…
Jak najbardziej delikatnie umiałam, wyciągnęłam mu z ramienia odłamek szkła. Rozcięta skóra i morze krwi z jakiegoś powodu sprawiły, że poczułam się słabo.
– Nie ma czym zatamować krwi! – jęknęłam. – Przydałby się jakiś materiał…
– Odpruj kawałek z mojej koszuli – zaproponował Syriusz spokojnie. – Albo ja to…
– Nie! Ty leż spokojnie, tak, jak teraz. Sama to zrobię. Na pewno chcesz, bym ci pruła koszulę?
– Naprawi się…
Odprułam więc spory pasek, po czym mocno ścisnęłam ranę i związałam. Syriusz ani razu się nawet nie skrzywił. Gdy już udało nam się zatamować krew, pomogłam mu włożyć sweter i podnieśliśmy się. Black bez zbędnych ceregieli podszedł do Remusa.
– Co widzisz? – spytał z napięciem.
– Nic, właściwie… – Remus wzruszył ramionami. – Nic się nie porusza, ciemno, słychać wrzaski. Jakoś spokojniej jest. Tylko tafla wody faluje na wietrze…
– Tafla wody? – podchwycił nerwowo Black. – Gdzie ty tu masz wodę?
– Pod nami. Jesteśmy przecież na moście, nie zauważyłeś?
– O nie… – jęknął Black, na jego twarzy malowało się skrajne przerażenie. – O nie… To bardzo, bardzo niebezpieczne położenie…
Ja i Remus wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
– Ci ludzie… – zaczął z trudem. – Ci, co stoją za tym wszystkim…
– Jacy ludzie? – spytaliśmy jednocześnie. Szarpnęło nami lekko.
– Oni nie cofną się przed niczym – rzekł Syriusz, gdy już odzyskał równowagę.
– Co masz na myśli? Czemu nas zaatakowali? – Remus zmarszczył brwi.
Czarny tylko pokręcił głową na znak, że nie ma zamiaru odpowiadać na pytania Lunatyka. Wymieniliśmy we trójkę zatrwożone spojrzenia.
W tym samym momencie pociągiem tak zarzuciło, jak jeszcze nigdy. Chyba uniósł się na kilka cali nad torami. Powpadaliśmy na siebie i przywarliśmy do podłogi. Kilka skrzyń spadło i porozbijało się.
Pociąg bardzo, bardzo powoli ruszył, zgrzytając ciężko.
– O!- ucieszył się Remus, a ja uniosłam głowę z ramienia Syriusza, na którym wylądowałam, i spojrzałam na niego. Miał białą twarz i mocno wytrzeszczone oczy.
– Co jest? – szepnęłam do niego, ale ten tylko podniósł się, podbiegł do okna i wyjrzał przez nie.
Tymczasem z pociągu dochodził wrzaski większe, niż do tej pory. Wrzaski bezgranicznego przerażenia.
– Co się dzieje, przecież ruszamy! – zdziwił się Remus i podniósł mnie.
Black ukrył twarz w dłoniach, chyba w geście załamania. Podbiegliśmy do niego i też wyjrzeliśmy przez okno. Zmroziło mnie ze strachu.
Na środku mostu ktoś spowodował powstanie ogromnej dziury, dokładnie w tym miejscu, gdzie stała dotychczas lokomotywa i pierwszy wagon. Obecnie oba obiekty wisiały, przodem w dół, lada chwila mogąc runąć w odmęty wody. Ale ich siła ciągnęła za sobą całą resztę pociągu, który powoli toczył się w stronę dziury.
– Utoniemy! – szepnął Remus, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. – Wpadniemy za całym pociągiem do wody…
– O, Boże… – wykrztusiłam jedynie.
Staliśmy jak figury woskowe, bez ruchu. Pociąg z wolna przyspieszał. Remus podbiegł do drzwi i spróbował odsunąć skrzynię, Black chciał mu pomóc, a ja wpatrywałam się zszokowana w drugi wagon, który dołączył do konwoju zwisających. Wrzaski były potworne, pełne przerażenia.
Podeszłam z wolna do chłopców, bo już nic mi nie pozostało. Byłam w takim szoku, że po prostu nie potrafiłam wrzeszczeć, bać się, płakać, zrobić czegokolwiek konstruktywnego…
W tym samym momencie, w którym chłopcom udało się usunąć skrzynię, rozległ się ogłuszający wybuch i nasz wagon podskoczył, po czym wszystko zaczęło się przesuwać na koniec, a my przewróciliśmy się i zjechaliśmy na przeciwległą do tej z drzwiami ścianę, razem ze wszystkimi skrzyniami. Dzięki Bogu, żadna nas nie przymiażdżyła. Ktoś zapewne zrobił dziurę pod naszym wagonem, skoro wylądowaliśmy na ścianie ze wszystkimi skrzyniami.
– W każdej chwili nasz wagon lub więcej oderwie się i koniec! – wydyszał Remus. – Koniec z nami.
Każde z nas wiedziało, że to prawda. Przytuliliśmy się w trójkę do siebie, siedząc na jednej ze skrzyń i zastanawiając się nad całym życiem, nad najbliższymi, również tymi w pociągu.
Kolejny, przeraźliwy zgrzyt. Nasz wagon począł balansować, to w jedną, to w drugą stronę. Rozległ się ogłuszający trzask, a potem runęliśmy w dół, ku głębokim odmętom rzeki pod nami. Ku tragicznej, nieodwracalnej śmierci…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz